sobota, 18 maja 2013

Typy festiwalowiczów - felieton


Można powiedzieć, że Free Form Festival rozpoczął sezon na wielkie imprezy muzyczne. Zgromadzą one setki zespołów i setki tysięcy festiwalowiczów. Jako osoba, która cały rok czeka na te kilka dni audiowizualnej rozpusty dostrajam plany pre-post-wakacyjne właśnie do festiwali. Z mojej kilkuletniej koncertowej tradycji wyciągnęłam parę wniosków odnośnie typów ludzi, którzy uczestniczą w takich wydarzeniach. Można ich podzielić na kilka zasadniczych grup, które przedstawiam poniżej.

Open'er Festival (fot. MuzykaOnet)


1. Muzykoholicy
Traktują festiwal jak pielgrzymkę do Mekki. Nie oddychają tlenem, a muzyką. Śledzą cotygodniowe ogłoszenia kolejnych wykonawców. Tworzą playlisty. Opracowują taktykę. Uprawiają jogging między scenami, żeby zobaczyć jak najwięcej występów. Nie straszny im deszcz, burza czy grad meteorytów. Zrobią wszystko, żeby zobaczyć ukochany zespół na scenie. Po skończonym festiwalu odliczają dni do następnego. Nie są w stanie zapamiętać daty urodzin ukochanej osoby, ale z pamięci recytują line-upy Open'era. Alfabetycznie. 10 lat wstecz.


2. Pokemony
Inaczej evenciarze, kolekcjonerzy opasek. Ich logika wygląda następująco: mieć nie być. Najbardziej wyczekiwany przez nich moment, to wymiana biletu na opaskę. Kolejna do kolekcji! Teraz sięgają mi do łokcia! I nigdy, PRZENIGDY ich nie zdejmę! Afiszują się z nimi na co dzień, żeby wszyscy mogli zobaczyć, gdzie oni nie byli i kogo nie widzieli. No właśnie, kogo? Umm... Mieli gitary i było ich czterech. Całkiem spoko byli. Ale za to patrz, jaki śliczny zielony odcień byl w 2012 roku! Dla nich festiwal to wydarzenie, o którym przeczytali w magazynie lifestylowym, opaska to trofeum, a muzyka... to rzecz drugorzędna.


3. Hipsterzy
Co? Headliner, nie rozśmieszaj mnie. Kto słucha jeszcze tych starych dziadów? Prawdziwe koncerty dzieją się na małej scenie o 4.00 w nocy. Kto gra? Pff, i tak na pewno nie słyszałeś. I tak jestem tutaj ironicznie. Nie sądzisz chyba, że traktuję takie spędy poważnie. Jako znak mojej manifestacji wrzucę pięćset zdjęć na insta. Niech znajomi wiedzą, jak się dla nich poświęcam będąc w tym miejscu.
Są fanami tylko i wyłącznie pierwszych EP-ek wydanych w ilości 10 (słownie: dziesięć). Ktoś wydał longplaya? SPRZEDAŁ SIĘ!
Idealną ilustracją tego typu festiwalowiczów jest ten film. 


4. Surferzy
Wybierają największy tłum, pod największą sceną. Schemat działania: znaleźć dwie osoby, które zechcą cię podsadzić i... płyniesz, gdzie Cię ręce poniosą. W 99% poniosą Cię pod samą scenę, gdzie trafisz w silne objęcia panów ochroniarzy w żółtych koszulkach i przez ułamek sekundy znajdziesz się po drugiej stronie barierki. Po bezpiecznym wyjściu z zakazanej strefy gratulujesz sobie sprawnie przeprowadzonej akcji, po czym cała procedura zaczyna się od początku. Oczywiście, czasem możesz trafić na grupkę osób, która nie uniesie Twojego ciężaru i spadniesz prosto pod ich nogi, ale who cares? Jesteś bliżej sceny, niż byłeś wcześniej!


5. Smerfy
Koczują na polu namiotowym przez cały festiwal. Właściwie przyjechali tylko na jeden zespół, więc po co mają przebijać się przez tłum na inne koncerty? Wolą chillout na leżaczkach pod pretekstem ładowania telefonu. Razem ze znajomymi stworzyli sobie własną pod-wioskę festiwalową, gdzie z uporem maniaka przemycają w kaloszach alkohol z pobliskich sklepów. W nocy uniemożliwiają sen innym festiwalowiczom. Często to właściciele największej flagi na terenie. W przypadku pobytu na polu to znak rozpoznawczy gdzie się NIE rozbijać.


6. Waliziarki
Określenie "szafiarki" w przypadku festiwalu jest raczej niemożliwe. Choć rozmiary ich walizek można przyrównać do małej wielkości szaf. Upychają tam ciuchy i buty na co najmniej miesiąc. Ich łączna wartość to więcej, niż sprzęt supportujących zespołów. Na teren festiwalu wybierają się w 12cm szpilkach i koronkowych sukienkach. Paradują w nich nawet przy deszczu, błocie i 5'C. To właśnie dla nich sieciówki wypuszczają specjalne kolekcje "na muzyczne festiwale". Niepraktycznie? Co z tego? Ludzie patrzą!!

7. Horda fanów
Koncert ich ulubionego zespołu rozpoczyna się o 22.00. Od 12.00 koczują przy bramach czekając na otwarcie. Niczym grupa Usainów Boltów szybko podbiegają do barierek. I okupują miejsce na środku sceny w oczekiwaniu na misterium. Nie chce im się jeść, pić czy sikać. Z uporem buddyjskiego mnicha wytrzymują wszystkie przeciwności losu i tkwią przed sceną niczym posągi. Kiedy długo wyczekiwany zespół wchodzi na scenę wrzeszczą jak jelenie na rykowisku. Znają wszystkie teksty piosenek i nie wahają się zagłuszać wokalisty. Po koncercie czekają na kostki, setlisty i inne fanty. Okupują wejście na backstage w nadziei na zrobienie sobie zdjęcia ze swoimi idolami. Następnie pakują manatki i ruszają za muzykami na następny koncert w trasie. Dajmy na to do Pragi, Berlina czy Antananarywy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz